Dzień dobry,
Znają już państwo relacje świadków, teraz przekażę moją perspektywę – subiektywny opis, dokumentacje wideo (w miarę obiektywną) oraz fotografie.
Ze świecącej dłoni zaczynają wychodzić świetliste pęknięcie, po chwili młotek zmienia je w rzeczywiste pęknięcia z powietrza. Szkło spada na posadzkę, rozpryskując się na miliony kawałków słychać dźwięk tłuczonego szkła, jakby ktoś komuś chciał zrobić krzywdę... aż dziwne, że nie przyszli sąsiedzi.
Czarna ręka i biała ręka są jak klawisze na pianinie albo pozytyw i negatyw.
Na długim kablu niosę czerwoną żarówkę z ciemni znalezioną w rzeczach dziadka. W tle słychać muzykę, jest to również znalezione kuriozum (Relaks pobudzający) ale przez to, że magnetofon zwalnia kaseta nie brzmi jak muzyka relaksacyjna. Czerwona żarówka wywołała u mnie wspomnienia: wywoływania zdjęć razem z mamą w nocy w łazience. Czasami, kiedy nie mogłam spać mama pozwalała mi patrzeć na magiczne obrazy wyłaniający się z papieru
Negatyw i pozytyw, czarna ręka staje się biała.
Zawieszam żarówkę przed lustrem, są już 2 żarówki: ta prawdziwa i jej odbicie.
Otwieram pianino, pianino stawia opór, nie chce zostać otwarte. Z kartki próbuję zagrać melodię z dzieciństwa nie wychodzi mi... jak uczyłam się grać na pianinie nie znosiłam gdy melodia mi nie wychodziła (to tak samo okropne odczucie jak przy rysowaniu portretu, który okazuje się trochę podobny, a trochę nie). Z mozołem brnę przez strzępy melodii, staram się nie pobrudzić pianina. Pianino kryje w sobie niesamowitą historię podróży, zaufania, poświęcenia i miłości, to o nim miał być ten performance, ale widocznie odpowiedni czas na zagranie podróżnej melodii jeszcze nie nadszedł.
Komentarze
Prześlij komentarz